– Dlaczego ludzie nie lubią szczurów?
To chyba jakoś tak w człowieku leży, że szczur, że mysz wzbudza taką niechęć, taką niechęć wewnętrzną. Znam osoby, które mają aż włoski na rękach jak widzą robaka czy powiedzmy szczura. […] Tak mi się zdaje, że to są takie dwie najbardziej popularne przyczyny. Że albo odraza, taka ludzka, typowa odraza, albo właśnie mają świadomość tego, że szczur jest szkodnikiem, że niszczy, że narusza.
– Ja już w ogóle nie mam ochoty tego robić. Jak byłem młodszy nie miałem takiej świadomości, co ja robię. I całymi latami ten zawód wykonywałem i to, to przykre odebranie życia było gdzieś z boku.
– Dlaczego?
– Bo albo pułapka to zrobiła za mnie, prawda, albo w momencie kiedy one jadły trutki to ja wiedziałem, kiedy one to robią, jak już tylko człowiek znajdował gryzonie nieżywe, nie widział tego momentu konania i nie widział tej całej tragedii, która… No jak człowiek czegoś nie widzi, to o tym nie myśli. A tutaj w momencie kiedy pani widzi, że to żywe stworzenie jeszcze jest przyklejone i ktoś dzwoni: „O, tutaj jest, szamoce się, piszczy!”, trzeba coś z tym zrobić.
– Stosuje pan pułapki lepowe?
– No stosuję, no bo jednak, jak powiedziałem, konformistą jestem (śmiech) i pomimo tego, że najłatwiej w ten sposób, najszybciej problemu pozbawię mojego klienta, będzie wiedział, że jestem skuteczny i szybko rozwiązuję te kłopoty. A jak ja będę do niego przychodził całymi tygodniami i próbował łapać gryzonia do jakiejś klateczki, którą on będzie szerokim łukiem omijał, no to się w końcu znudzi ten mój klient i sobie kogoś innego zaprosi, kto mu pułapki bardziej skuteczne i szybciej działające zastosuje.
– Myśli pan, że klienci zdają sobie sprawę, że takie metody są stosowane w przypadku pułapek lepowych?
– Większość ludzi myślę, że wie o tym. No jakoś go trzeba wyeliminować. Po prostu oszukują sami siebie, tak? Nie pytając. Podświadomie wiedzą, że jakoś tego szczura trzeba zabić.
– Może myślą, że to jest od razu, szybko…
– Mówię: oszukują sami siebie. Niestety.
Ja kiedyś wykonywałem usługę w Łazienkach Królewskich w Warszawie, w największym parku w Warszawie i chyba w Polsce. Tam już zaczęły szczury sobie żyć tak między ludźmi, chodzić po prostu. Jadły pokarm dla ptaków, ludzie przychodzili i rzucali ziarno i szczury też się tym częstowały. No i wielu zwolenników miały te gryzonie, łącznie ze mną. Gdyby nie to, że mi za to zapłacili, żebym je tam zniszczył, to bym tego nie robił. Rzadka okazja oglądać je z odległości półtora metra. A wie pani, jak one się fajnie bawiły? No i część ludzi była przeciwna temu, żeby one tam były, no bo przychodzą z dziećmi, bo jest zagrożenie i tak dalej, a byli tacy ludzie, którzy uważali, że to zbrodnia, że je tam wyniszczono. W momencie, kiedy chodziłem tam w cywilu, bo ja moje działania w nocy prowadziłem, w momencie, kiedy ten park jest zamknięty, i słuchałem co ludzie mówią, to chcieli mnie na suchej gałęzi niektórzy powiesić. Spotkałem się ze zdaniami, że trzeba by wytruć dyrekcję (śmiech)
– No właśnie, to ciekawe, bo z jednej strony ludzie…
– …mają bardzo ambiwalentne takie podejście…
– No właśnie, chcą tępić szczury, z jednocześnie się sprzeciwiają, jak to pan tłumaczy?
– Nie chcą ich widzieć, nie chcą, żeby biegały im po talerzach, żeby mieszkały w ich mieszkaniach, ale jeżeli są w parku na przykład to traktują to jako ciekawostkę, obserwują jakiś gatunek, karmiąc je nawet się zaprzyjaźniają, tam niektórzy ludzie imiona ponadawali tym gryzoniom. Taka atmosfera tam panowała. Także byli ludzie, którzy byli oburzeni, w internecie pokazywały się zdjęcia, filmy nakręcone, jak szczury sobie w wodzie pływały między kaczkami. No a byli ludzie, którzy tam przychodzili właśnie ten gatunek dokarmiać i akurat w tym miejscu im nie przeszkadza wcale.
– A pan uważa, że szczury w parku przeszkadzają?
– W tym konkretnym przypadku moim zdaniem tam krzywdę robiły o tyle, że rzeczywiście mogły małe ptaki, jaja niszczyć. Ale nie było ich dużo. Obserwowałem to, bo z Łazienkami w tej sprawie dwa razy współpracowałem, obserwowałem to dwa razy w odstępie mniej więcej dwuletnim przez kilka miesięcy jak to wygląda. Tam za pierwszym razem były dwa stada szczurów. Jedne mieszkały przy Pałacu na Wodzie, drugie mieszkały przy takim mostku między dwoma stawami. Tam miały swoje nory, tam były dokarmiane ptaki, były karmniki dla nich, one się żywiły razem z tymi ptakami. W momencie, kiedy ptaki, to one nie, jak one, to ptaki nie (śmiech), dzieliły się, oczywiście któreś były pierwsze zawsze do tego pożywienia. I tak jak rozmawiałem z pracownikami, to ktoś mógłby nawet takie badania przeprowadzić, one tam żyły latami w Łazienkach. I zawsze były dwa stada, i nigdy nie były większe niż 20-30 sztuk. Dlaczego tak się działo? Nie wiem. W momencie, kiedy było ich już więcej i trzecie stado mogło powstać no to być może wędrowały na osiedla, które są dookoła, bo są tam jednak budynki mieszkalne, dzięki tej pracy w Łazienkach to i w administracjach przeprowadzaliśmy tego typu usługi. W każdym razie to było zadziwiające, że nie budowały tej populacji na potęgę, wiedziały, ile jest pożywienia i te dwie grupy tam żyły. W momencie, kiedy ja je zlikwidowałem, sam byłem zdziwiony, że problemu nie było przez rok, potem jeszcze wiele miesięcy i dopiero próbował jakiś jeden czy dwa gryzonie się zagnieździć po dwóch latach, które również niestety zlikwidowałem, i od tej pory, teraz to się dyrekcja zmieniła, więc może, ale nie, jak mają problem, gdzieś osy albo szerszenie założą gniazdo to jednak proszą mnie o pomoc. Więc sądzę, że tego kłopotu nie ma.
Powiem pani jako ciekawostkę: 32 lata prowadzę działalność gospodarczą w tym zakresie. Nie potrafię pani powiedzieć, ile tych gryzoni wytępiłem, natomiast nie zabiłem ani jednego gryzonia. Ja osobiście nie zabiłem. Ja nie zabiłem karpia, nie zabiłem kury, królika, nie zabiłem nic. Nie zabijam. Dlatego, że tępię gryzonie. Ale o efektach tego tępienia to mi klienci mówią. Ja tylko dobieram odpowiednie trutki, żeby je wytępić. Żeby była skuteczność taka, na której ja mogę polegać i mój klient będzie zadowolony. Ja osobiście nie zabiłem i nie zabiję. Ja mogę tą pułapkę lepową z tą myszką wynieść, sprzątnąć, zutylizować.
– Ale co się z nią dzieje? No bo trzeba ją dobić?
– Nie. Ona zdycha powoli. Najlepiej zapakować w worek foliowy i wynieść do pojemnika na śmieci. Ona się już nie uwolni. Ona tam zdechnie w tym pojemniku. Później ją wywiozą na pryzmę śmieci, za miasto, gdzie jest śmietnisko, i tam będzie dochodzić do siebie. Ona będzie cały czas cierpiała. No ale jak my się zaczniemy litować nad gryzoniami, proszę panią, to proszę mi powiedzieć, jakby pani teraz podeszła, że na przykład w pułapkę zatrzaskową wpadnie łapa szczura, on piszczy strasznie głośno, i co by pani zrobiła?
– Trzeba jakoś dobić.
– Ale ja jeszcze raz powtarzam, ja nie zabiłem w życiu żadnego stworzenia. I nie zabiję.
– A dlaczego?
– Nie wiem. Jestem miękki. Jestem miękki chłop. Nie zabiję niczego. Muchę tylko ewentualnie, jak mi dokucza. Natomiast żadnego stworzenia w życiu nie zabiłem. Do zabicia kury sąsiada wołała moja żona, karpie kazała w sklepie ubijać. Ja nie zabiję. Po prostu nie zabiję. Tak zostałem wychowany. I moi bracia też. Nie zrobimy żadnemu zwierzęciu krzywdy. Jako dziecko jeździłem na wakacje do moich dziadków. I widziałem raz w życiu, gdzie dziadek kazał mi wyjść, a ja mimo tego stałem w progu, widziałem jak podrzynał gardło owcy. Jak tą krew do jakiejś miski, pojemnika zbierał. Ja się rozryczałem, pamiętam że babcia z ciocią nie mogły mnie uspokoić, że ja chciałem do domu wracać, a ja już miałem 7 czy 8 lat. I od tamtego czasu został mi uraz. Nie zabiję żadnego stworzenia, nie zrobię krzywdy człowiekowi. A wręcz odwrotnie – pomagam ludziom, działam, 20 lat byłem prezesem polskiego komitetu pomocy społecznej w Świdnicy, jestem współzałożycielem schroniska dla bezdomnych mężczyzn Towarzystwa św. Brata Alberta, wolę pomagać, niż robić krzywdę. Tak zostałem wychowany, przepraszam. Ja się już nie zmienię.
I nawet nieraz pracownik mówi: „O, szczur leci koło pana!” Niech se leci. I tak przyjdzie do tej trutki. Ja go nie będę niczym zabijał. Ja mu podaję atrakcyjne jedzenie. On przyjdzie, zje i i tak odejdzie do Bozi, i tak odejdzie do Bozi.
– To jest taka specyficzna praca. Nie każdy się decyduje. Ja bym się dzisiaj nie zdecydował.
– Dlaczego?
– Za dużo widziałem śmierci tych zwierząt, cierpienia, które im zadajemy. Tylko ja tutaj sobie sam na swój sposób tłumaczę, że to jednak jest w pewnym sensie obrona, więc mamy prawo, bo one się wdzierają na nasze terytorium. No ale też odreagowuję to, bo na przykład mięsa nie jem od lat. Tu zabijam, ale tu punkty zdobywam (śmiech).